O trwającym strajku nauczycieli powiedziano i napisano już wiele. Generalnie jest społeczne zrozumienie dla protestu zarabiających mizernie wykładowców, z drugiej
żądanie aż tysiąca złotych podwyżki, czyli około 30 procent i to z wyrównaniem od stycznia tego roku sprawia, że wiele osób zdaje sobie sprawę, że to wydatek, trudny do zaakceptowani dla strony rządowej.
Wszystko zależy od tego, jak długo potrwa strajk i choć trudno o tym dziś pisać, kto kogo weźmie na przetrzymanie. Naprawdę wiele zależeć będzie od tego, w ilu szkołach we środę odbędą się egzaminy gimnazjalne. Wiele wskazuje na to, że w większości, o co dbają dyrektorzy placówek i wojewódzkie Kuratoria Oświaty. Zgodnie z przepisami w sali, gdzie odbywa się egzamin z udziałem 25 uczniów musi ich pilnować co najmniej dwóch nauczycieli lub osób z wykształceniem pedagogicznym.
Stąd szkoły "ratują się" na różny sposób, organizują egzaminy w większych salach, proszą o pomoc emerytowanych nauczycieli. W sporej liczbie przypadków górę też weźmie przywiązanie nauczyciela do uczniów i jeśli był on wychowawca klasy przez trzy lata nauki w gimnazjum, to chce być przy nich w tym najważniejszym momencie.
Stąd MEN zakłada, że większość egzaminów gimnazjalnych się odbędzie. Podobnie ma też być za tydzień, gdy do egzaminy przystąpią dzieci z VIII klas. Na wysokości zadania stanął także Rzecznik Praw Dziecka, który zapowiedział wniosek do premiera i MEN w sprawie przesunięcia terminu składania dokumentów do szkół średnich. Chodzi o to, by młodzież, która nie będzie miała okazji zdania egzaminów gimnazjalnych w terminie nie była poszkodowana w dalszym procesie edukacji.
Brak komentarzy