Konfrontacja z szóstą drużyną rozgrywek miała być kolejnym łatwym meczem dla bielskiej drużyny. Jednak goście od samego początku postawili faworytowi trudne zadanie.
Było sporo walki, ale widać było, że przyjezdni dobrze przygotowali się do zawodów i rozpracowali taktycznie miejscowych. Jednym słowem, to co zwykle BBTS się udawało, teraz przynosiło średnie korzyści. Skończyło się tym, że Gwardia objęła prowadzenie 1-0. Coś trzeba było zrobić, jakoś rozruszać grę. Były więc zmiany, ale nawet trener zaczął spoglądać na rozgrywającego BBTS Jarosława Macionczyka.
To on musiał wziąć na siebie ciężar gry i prowadzić ją w taki sposób, aby większość ataków kończyła się powodzeniem. Doświadczony zawodnik zrobił, co trzeba i szybko BBTS wyszedł na prowadzenie 2-1. To, co się stało w secie IV jest trudne do opisania.
Bielska ekipa była bezradna, została "zmieciona" z parkietu i zrobiło się 2-2. Tie-break był walką na wyniszczenie, każda ze stron nie zamierzała odpuścić. Dobrze się stało, że BBTS ją wygrał, po pierwsze utrzymał 2. pozycję, Gwardia nie odrobiła strat do czołówki, wreszcie niezwykle istotny aspekt psychologiczny, że nawet, gdy forma nie jest najlepsza siatkarze z Podbeskidzia potrafią wygrać. Brawo.
BBTS Bielsko-Biała - KFC Gwardia Wrocław 3:2 (19:25, 25:19, 25:18,11:25, 15:12)
BBTS: Macionczyk (6), Kapelus (7), Hunek (16), Krikun (13), Żuk, Cedzyński (12) oraz Marek (libero) Frąc (4), Piotrowski (1), Makowski (15).
BBTS: Macionczyk (6), Kapelus (7), Hunek (16), Krikun (13), Żuk, Cedzyński (12) oraz Marek (libero) Frąc (4), Piotrowski (1), Makowski (15).
Brak komentarzy