Podbeskidzie chciało za wszelką cenę zmazać plamę po nieudanej inauguracji sezonu i było tego bardzo blisko. Mecz z GKS w Katowicach promowany był jako mecz kolejki i widowisko było w istocie bardzo emocjonujące.
Początek zawodów dla Podbeskidzie, dla którego szanse bramkowe mieli Roginić, Gach i Frelek, ale bramkarz GKS nie dał się zaskoczyć. W końcu jednak skapitulował, gdy po zagraniu Romana do Gacha ten drugi skierował piłkę do bramki. Gdy w 21 minucie Biliński sfinalizował zagranie Frelka wydawało się, że spadkowicz z Ekstraklasy spokojnie sobie w tym meczu poradzi. Goście oddali jednak pole i rywal zyskał kontakt, gdy Błąd popisał się skuteczną dobitką.
W drugiej połowie Podbeskidzie grał rozważnie, nie forsowało tempo, skupiło się na destrukcji i próbach gry z kontry. Wydawało się, że ta taktyka zda egzamin, wszak wybijała 90 minuta. Wówczas jeden z graczy GKS wrzucił piłkę w pole karne "na aferę", a tam Woźniak popisał się skutecznym strzałem głową.
W momencie, gdy spiker ogłosił, że doliczone zostają 4 minuty, gospodarze desperacko wrzucili piłkę w pole karne, a tam najwyżej wyskoczył Woźniak, który mocnym i efektownym strzałem głową dał GieKSie wyrównanie. Wygrana wymknęła się z rąk w samej końcówce...
GKS Katowice – TS Podbeskidzie 2:2 (1:2)
Błąd 33, Woźniak 90 - Gach 12, Biliński 21.
GKS Katowice: Kudła – Jędrych, Figiel, Błąd, Jaroszek (64 Repka), Rogala (64 Sanocki), Szymczak (71 Samiec-Talar), Wojciechowski (80 Woźniak), Kościelniak (71 Kozłowski), Kołodziejski, Pavlas.
Podbeskidzie: Peškovič – Kowalski-Haberek, Frelek (56 Bieroński), Biliński, Gach (65 Milasius), Roman (65 Merebashvili), Scalet, Rodriguez, Gutowski, Mikołajewski, Roginić (88 Polkowski).
Brak komentarzy