W Szpitalu Wojewódzkim pojawiły się... larwy!

Region, Bielsko-Biała, Gospodarka, Wiadomości, 28.10.2019 10:43, ap
W szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej znaleźć możemy larwy muchy plujki. Ich pojawienie się nie wynika jednak z zaniedbań placówki, a wręcz przeciwnie.
W Szpitalu Wojewódzkim pojawiły się... larwy!
Larwy muchy plujki pomagają pacjentom! Z chirurgiczną precyzją leczą trudno gojące się rany. Żywią się tylko bakteriami i martwą tkanką. Bywają skuteczniejsze niż chirurg i antybiotyki.



– Część pacjentów decyduje się na takie leczenie. Uważają, że skoro ma im to pomóc, to nie widzą przeciwwskazań. Dla innych jest to nie do przyjęcia – tłumaczy Krzysztof Konop, lekarz z poradni chirurgii ogólnej i naczyniowej Szpitala Wojewódzkiego. To właśnie tu można skorzystać z larwoterapii.

Szpital Wojewódzki sprowadza larwy z Kędzierzyna Koźla, gdzie hodowane są w sterylnych warunkach, na specjalnych matach, a następnie przewożone w odpowiednich pojemnikach.

– Kiedy do nas trafiają ich temperatura wynosi między 4 i 6 stopni C. Są więc ospałe. Mają długość od półtora do dwóch milimetrów. Kładziemy je na ranę i przykrywamy szczelnym opatrunkiem. Ciepło ciała i wilgoć powodują, że zabierają się do pracy – tłumaczy chirurg. Jedna sesja trwa 72 godziny. Po tym czasie larwy osiągają wielkość nawet 12 milimetrów i są utylizowane.

Specjalista podkreśla, że to terapia bezpieczna dla chorego. Larwy oczyszczają ranę z martwych tkanek, rozpuszczając je przy pomocy wydzielanych przez siebie enzymów. Jednocześnie ich śluz zawiera biokatalizatory o charakterze antybakteryjnym i ułatwiającym gojenie. Pacjent w czasie trwania tego wyjątkowego zabiegu odczuwa delikatne swędzenie. – W ciągu kilkudziesięciu godzin larwy wykonują zadanie, które chirurgowi może zająć nawet kilka tygodni – dodaje lekarz.

Według niektórych źródeł z leczniczego działania larw mieli już korzystać m.in. Majowie. Mali chirurdzy sprawdzili się także podczas wypraw napoleońskich do Egiptu w 1799 roku.

Za ojca współczesnej larwoterapii uznaje się Wiliama S. Baera, lekarza pracującego na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa, który w 1929 roku zastosował je z sukcesem u pacjentów z przewlekłym zapaleniem szpiku i kości.

Obecnie taka terapia stosowana jest m.in. w przypadkach stopy cukrzycowej lub u pacjentów z zainfekowanymi owrzodzeniami kończyn.

Zabiegi nie są finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Pacjent musi sam za nie zapłacić. Jedna sesja kosztuje około 100 złotych.

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

Brak komentarzy