Jedna z partii politycznych budując koalicję na najbliższe wybory parlamentarne chce zagospodarować jak największą część samorządowców. Padł pomysł, by jednym z kandydatów był burmistrz Żywca Antoni Szlagor.
Pomysł, trzeba przyznać, dobry, bo Szlagor jest doświadczonym samorządowcem, z politykami ma częsty kontakt, umie się sprzedać w mediach. Kłopot w tym, że ewentualny sukces wyborczy w postaci mandatu poselskiego lub senatorskiego wiąże się z koniecznością rezygnacji ze stanowiska burmistrza miasta. A Szlagor Żywca pozostawiać nie chce. Dlaczego? - Bo nie zamierzam wystawiać do wiatru wyborców, którzy mi zaufali, kolejny raz zresztą - mówił na niedawnej konferencji.
To dobre wytłumaczenie, które trafia do mieszkańców. Powód może być też inny. Jak wspomnieliśmy wyżej Szlagor jest za wytrawnym graczem, by dać się namówić na niepewny wynik, podczas gdy w swoim mieście ma szacunek i posłuch.
Przykładem jest niedawny marszałek Małopolski Marek Sowa, który postanowił zostać posłem i został nim, ale partia usadowiła go w tylnych szeregach.
Brak komentarzy