Przed bramą FCA Powertrain w Bielsku-Białej
odbyła się dwugodzinna pikieta protestacyjna pracowników. Zebrani
domagali się podwyżki stawek płacy zasadniczej o 5 zł na godzinę dla
wszystkich pracowników spółek FCA.Była to
już kolejna akcja pracowników spółek Fiata domagających się podwyżek
płac. Wcześniejsze organizowane były przed bramami FCA w Tychach. W
Bielsku-Białej pracownicy nie ograniczyli się do pikietowania bram
zakładu, ale także przez kilkadziesiąt minut blokowali ruch samochodów
na prowadzącej z Bielska-Białej do Katowic ulicy Warszawskiiej.
Takie żądanie płacowe wszystkie związki zawodowe działające w bielskim FCA Powertrain złożyły wspólnie 4 marca 2019 w trybie sporu zbiorowego.– Pracownikom należą się godne i sprawiedliwe wynagrodzenie za ich ciężką, wydajną oraz efektywną pracę – podkreśla Wanda Stróżyk.
FCA Powertrain proponują wzrost wynagrodzeń – wraz z premią – o 250
zł brutto miesięcznie, co oznaczałoby podwyżkę stawek zasadniczych o
221,24 zł brutto, czyli na rękę jakieś sto pięćdziesiąt złotych. Biorąc
pod uwagę, że będzie to pierwsza podwyżka od ośmiu lat wypada średnio
niespełna trzydzieści złotych na rok lub – jak kto woli – dwa
pięćdziesiąt na miesiąc. I to brutto, gdyż netto byłoby to niespełna dwa
złote. – Czy to adekwatna kwota podwyżki dla załogi wypracowującej co
roku milionowe zyski? – pyta Wanda Stróżyk.
To właśnie wieloletni brak podwyżek płac zasadniczych, których nie
uzyskano – mimo systematycznie zgłaszanych przez NSZZ „Solidarność”
żądania zbiorowej podwyżki płac – przy negocjacyjnym stole sprawił, że zorganizowano ostatni protest.
Jak sytuacja wygląda w rzeczywistości? Różowo nie jest. Ludzie dojeżdżają do Bielska-Białej nawet 50 kilometrów z tak odległych miejscowości jak np. Koszarawa (powiat żywiecki). Otrzymują za to minimalne wynagrodzenie, choć pracują na trzy zmiany. Do tego dochodzi wysługa lat, dodatek za pracę w nocy oraz dodatkowa stawka za pracę w soboty lub święta. Słowem zakład płaci tylko tyle, ile musi. Z jednej strony należy zrozumieć oczekiwania pracowników, bo wzrost cen sprawił, że choć pensja minimalna wzrasta, to trudno za nią przeżyć.
Z drugiej strony takie zakłady jak FCA w Bielsku-Białej lub w Tychach są tam właśnie dlatego, że w Polsce koszty pracy są relatywnie niskie, nawet po wspomnianych podwyżkach. Zakłady nie stosują podwyżek, bo wyręcza ich w tym państwo. W coraz większej liczbie zakładów zaczyna się proceder wręcz odwrotny. Firma płaci pracownikom 2250 złotych brutto, bo tyle musi zapłacić, ale z premii i nadgodzin odbiera sobie to, co musi przekazać na składki społeczne. Pracownicy mają wybór, albo się na to zgadzają, albo są zwalniani z pracy.
Brak komentarzy